czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 5

 *Leon:

Ja po prostu nie wierzę. Tak po prostu przytulam dziewczynę którą znam bardzo krótko a kocham ponad życie. Jest cudownie. Mógłbym tak siedzieć całą wieczność, gdyby nie fakt że Viola płacze. Nie chcę tego. Nie chcę żeby była smutna i płakała.
- Violetto co się stało? Dlaczego płaczesz? -  zapytałem troskliwie.
Nic. Nie ważne. Przepraszam cię ale muszę już iść - powiedziała. Podniosła się z ławki, podeszła do wózka, podniosła hamulce i ruszyła nie oglądając się za siebie. " Brawo Verdas wszystko spieprzyłeś!! Jesteś w  tym mistrzem!!" - skarciłem się w myślach i ze spuszczoną głową ruszyłem do studia.

 *Francesca:

 Leon znowu jest smutny i zamyślony. Mam już tego dość! Jest moim przyjacielem."Muszę z nim pogadać". Jak postanowiłam tak zrobiłam. Bez żadnego "Hej" przeszłam do sprawy:
- Leon co jest? - zapytałam
- Nic - odparł patrząc w podłogę.
- Możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć to twoje "Nic"? - zadałam kolejne pytanie.
- Nie Fran nie mogę. Chce być sam -powiedział i poszedł do jednej z sal zamykając za sobą drzwi.

*Camila:

 Gdy weszłam do studia zobaczyłam Fran. Stałą gapiąc się w zamknięte drzwi do sali śpiewu.
- Co jest Fran? Czemu gapisz się tak na te drzwi? Trenujesz moce Harrego Pottera? - zapytałam podchodząc do niej.
- Nie. Rozmawiałam z Leonem. Stwierdził że chce być sam. Martwię się o niego - odpowiedziała.
- Pamiętasz mieliśmy dać mu trochę czasu - powiedziałam i odciągnęłam Fran od drzwi. 

*Maxi:

 Wchodząc do studia zobaczyłem dziewczyny. Cami odciągała Fran od drzwi. Od razu do nich podbiłem.
- Hej dziewczyny. O co chodzi z tymi drzwiami? - zapytałem wskazując owe drzwi.
- Fran gadała z Leone a ten palnął że chce być sam - wyjaśniła mi Cami.
- Dziwne. Zaczynam się o niego naprawdę martwić - powiedziałem. - Dobra chodźmy na zajęcia bo tu korzenie zaraz  zapuścimy - powiedziałem i  weszliśmy do "samotni Leona Verdasa".

 *Angie:

 Weszłam do sali śpiewu i przywitałam się z uczniami:
- Dzień dobry dzieciaki. Zaczynamy lekcję?
- Dzień dobry Angie. Tak zaczynamy - odpowiedzieli mi.
- To kto nam coś zaśpiewa? - zapytałam. Zdziwiłam się bo nikt poza Ludmiłą się nie zgłosił.
- Leon zaśpiewasz coś? - zapytałam.
- Nie chcę - bąkną pod nosem. Coś tu nie gra.
- Francesco? Camilo? - dziewczyny tylko pokręciły przecząco głowami.
- Dobrze Ludmiło zapraszam cie na środek - wywołam ją. Kiedy skończyła śpiewać powiedziałam:
- Dobrze. Dziękuje. Wiecie że jutro zaczynają się egzaminy wstępne więc macie od jutra wolne. Nie chcę nikogo z was widzieć szwendającego  się po studio rozumiemy się? - zapytałam.
- Tak - odpowiedzieli chórem.
- Dobra możecie iść. Do widzenia - powiedziałam.
- Do widzenia - odpowiedzieli i poszli do domów. 

*Violetta:

 Jutro egzamin ze śpiewu. Olgi nie było w domu. Położyłam Sebe do łóżeczka i zeszłam na dół. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam komponować muzykę do " En mi mundo". Postanowiłam, że na egzaminie zaśpiewam własny utwór bo okazało się że tak można. Dobrze wiedziałam jak ma brzmieć melodia. Ma być żywa, skoczna i radosna. Szybko zapisałam nuty. Włączyłam laptop a na nim program do nagrywania dźwięku. Pobiegłam na górę i wzięłam z pokoju gitarę, pendrive'a i płytę SD. Zeszłam na dół odpaliłam program, zasiadłam go fortepianu i zagrałam melodię, po czym zatrzymałam nagrywanie i zapisałam na pulpicie jako "en mim mundo 1". Ponownie uruchomiłam program i zagrałam na gitarze, zapisał na pulpicie jako "en mi mundo 2". Po czym dzięki innemu programowi połączyłam oba nagrania i zapisałam jako "En mi mundo". Nagrałam podkład na płytę i pendrive'a. Wyłączyłam laptop i poszłam spakować płytę i pendrive'a do torebki. Potem poszłam do Sebusia bo zaczął płakać. Zeszłam z nim na dół włożyłam go do wózeczka, napisałam karteczkę że poszłam z Sebą do parku i wyszłam zamykając dom na klucz.

*Leon:

 Siedziałem w domu. Myślałem o Violi. ostatnimi czasy dużo o niej myślę.Chciał bym jej powiedzieć że ją kocham ale boję się że uzna mnie za kompletnego wariata.Ja jej przecież tak właściwie nie znam. " Raz kozie śmierć ponieść przychodzi" - pomyślałem - "Powiem Violi co do niej czuję. Jeśli nie czuje tego samego co ja to trudno". Choć w głębi serca mam nadzieję że Viola odwzajemnia moje uczucia. Wyszedłem z domu i poszedłem do parku z nadzieją że ją tam spotkam. Spacerowałem alejkami tracąc stopniowo nadzieję na ujrzenie jej po tym co zaszło rano. Gdy już miałem zawrócić ujrzałem ją.... Siedziała na  ławce i trzymała dziecko na wyprostowanych rękach nad swoją głową. No właśnie ona ma dziecko. kompletnie o tym zapomniałem. " Verdas nie bądź idiotą!! Może to nie jest jej dziecko..." - pomyślałem. No bo przecież to może być jej brat. Viola opuściła chłopca na kolana i podała mu pluszaka. powoli do niej podszedłem i się przywitałem nie pewny czy mi odpowie.
- Cześć.
- Cześć. Znowu się spotykamy - powiedziała ze smutnym uśmiechem. " O co chodzi?" - przeleciało mi przez głowę.
- Może to przeznaczenie - odezwałem się.
- Może - odparła nie podnosząc oczu z twarzyczki dziecka.
- Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego - zacząłem.
- W takim razie słucham - powiedziała i spojrzała mi w oczy.
-Violu jeśli mogę tak do ciebie mówić. Wiem że to co ci teraz powiem może wydać ci się głupie i niedorzeczne - powiedziałem.
- Możesz mówić mi Violu. Więc co sprawia że tak sie denerwujesz? - zapytała szatynka. "  Boże skąd ona wie że się denerwuje... Jasnowidz jakiś czy co?" - przebiegło mi przez myśli.
- Denerwuję  się bo to dla mnie ważne. Znam cię bardzo krótko a właściwie to wcale ale się w tobie... kocham cię - ostatnie słowa wyszeptałem. Ona spojrzała na mnie i się lekko uśmiechnęła. 
-  Ja ciebie też - szepnęła i uciekła spojrzeniem w stronę chłopca trzymanego na rękach i lekko się zarumieniła. Ulżyło mi. Naprawdę mi ulżyło. Ona czuje to co ja.

*Violetta:

 W końcu to z siebie wyrzuciłam. W sercu poczułam ogromną ulgę że on też mnie kocha.
- Violu mogę mieć do ciebie pytanie - zapytał nieśmiało zielonooki.
- Oczywiście - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się zachęcając go by pytał.
- Zgodzisz się być moją drugą połówką? - zapytał a ja zapominając że mam na rękach Sebastiana wykrzyknęłam:
- Tak! - Leon mnie przytulił i spojrzał na Sebe
- Mogę cię zapytać jeszcze o coś? - spytał i spoważniał.
-Pytaj o co chcesz - powiedziałam powiedziałam i się w niego wtuliłam. Cudnie pachniał.
- Kim jest dla ciebie to dziecko? - zapytał trochę lękliwie.
- To mój kuzynek - odpowiedziałam a on odetchną chyba z ulgą.
- Myślałeś że to mój syn prawda? - zapytałam trochę zmartwiona.
- Tak. Tak właśnie myślałem...Ale nie chodzi o to że to było by dla mnie problemem. Tylko boje się takiej odpowiedzialności. Chciał bym mieć kiedyś dzieci ale boję się ze nie będę dobrym ojcem - powiedział i posmutniał.
- Oj niemów tak. Gdy przyjdzie czas to będziesz wspaniałym ojcem - powiedziałam zgodnie z tym co podpowiada mi intuicja.
- Skąd to wiesz?- zapytał zielonooki.
- Kobieca intuicja - odpowiedziałam - nigdy mnie nie zawodzi.
- Ty za to już teraz byłabyś świetną mamą - powiedział Leoś i objął mnie ramieniem a ja się do niego przytuliłam.
                                                                                                                                                               
 I prezentuję rozdział 5. 
Jak się podoba?
Leonetta wreszcie razem.... Cieszycie się?

2 komentarze:

  1. jeej! Leonetta <33
    cudnie ;**
    cudowny rozdzialik ;*
    wybacz, że komentuję dopiero dzisiaj,
    ale wczoraj mi się nie udało xd
    czekam na kolejny ;** pozdrawiam ;D
    //Nati

    OdpowiedzUsuń